Trzecia Droga – dokąd prowadzi polityka „Trzeciej Drogi”? Jakie są ostateczne konsekwencje kroczenia drogą kolejnych regulacji? Czym są „niezamierzone konsekwencje”? Czym jest „efekt kobry”?

W 2013 roku dr. Krzysztof Rybiński napisał ekonomiczne opowiadanie zatytułowane „Trawnik”.[1] Zestawił ze sobą dwa osiedla w różnych miastach. Na jednym z nich, po wybudowaniu bloków ubito ziemię, pozwolono ludziom wydeptać ścieżki i dopiero w tych wydeptanych miejscach położono chodnik, a resztę terenu obsadzono trawą. Natomiast na drugim osiedlu decyzję dotyczącą tego gdzie ma był położony chodnik i gdzie ma być posadzona trawa,  podjęli urzędnicy. Jako, że taki układ chodników nie odpowiadał mieszkańcom, zaczęli chodzić na skróty depcząc trawnik. Urzędnicy zareagowali postawieniem na nim tabliczki „Szanuj zieleń”, jednak to nic nie dało. Urzędnicy postanowili więc rozpocząć program edukacyjny w szkołach, aby nauczyć ludzi tę zieleń szanować. Mimo tego, ludzie deptali trawę. Urzędnicy zatrudnili wtedy trzech strażników na trzy zmiany i zaostrzyli sankcje za deptanie trawy. Po jakimś czasie okazało się, że nawet sami strażnicy chodzą na skróty. Zwolniono więc niekompetentnych strażników i zainstalowano kosztowny monitoring oraz stworzono system informatyczny, który automatycznie wysyłał mandaty niefrasobliwym mieszkańcom. Mieszkańcy podważyli prawne podstawy wystawiania takich mandatów i znów zaczęli chodzić na skróty depcząc trawę. Wtedy urzędnicy wytoczyli ciężkie działa. Zaczęli zwalczać słowa takie jak skrót, przekątna czy ścinka jako mowę nienawiści tak, aby zmienić ludzką mentalność „deptania trawników” i stworzyć nowego człowieka dbającego o zieleń. Ludzie jednak okazali się odporni na takie metody. Po nieudanej próbie rozwiązania problemu przy pomocy zatrudnionego światowej sławy konsultanta, który opisał swe rozwiązanie w dla-nikogo-niezrozumiałym-600-stronicowym-raporcie, szef rady osiedla w końcu wpadł na genialny pomysł jak rozwiązać problem. Następnego dnia rozpoczęto budowę trzymetrowego betonowego muru wzdłuż chodnika.

Oczywiście historia przedstawiona przez dr. Rybińskiego jest wymyślona i wyolbrzymiona, jednak dotyka ona ważnego i realnego problemu. Tym problemem są niezamierzone konsekwencje urzędniczych decyzji. Przykłady takich niezamierzonych konsekwencji są liczne i przytoczymy tu niektóre z nich.

Jednym z najbardziej znanych przykładów jest tzw. Efekt Kobry opisany przez ekonomistę Horsta Sieberta.[2] W czasach, gdy Indie były kolonią brytyjską, istniał problem dużej ilości jadowitych kobr w Delhi, które zagrażały bezpieczeństwu mieszkańców. Aby zaradzić problemowi, wyznaczono nagrodę za każdą martwą kobrę. Na początku wydawało się, że rozwiązanie jest skuteczne, jednak, jak się okazało, ludzie zaczęli hodować kobry i rozmnażać je po to, aby zgarnąć nagrodę. Gdy proceder ten wyszedł na jaw, cofnięto decyzję o wypłacaniu nagrody, a wtedy hodowcy kobr, nie mając zachęt do dalszego ich hodowania, wypuścili węże na ulice. Ostatecznym rezultatem było zwiększenie liczby jadowitych węży, któremu to problemowi regulacja miała zaradzić.

Podobnym, lecz lepiej udokumentowanym przykładem jest wielkie polowanie na szczury w wietnamskim Hanoi, znajdującym się pod rządami Francji na przełomie XIX i XX wieku.[3] Francuzi zbudowali w Hanoi system kanalizacji, który oprócz oczywistych zalet, był również idealnym miejscem do rozmnażania się szczurów. Populacja szczurów rosła i zaczęła być problemem. Dodatkowym bodźcem do podjęcia działań było pojawienie się przypadków zachorowania na przenoszoną przez szczury dżumę. Zatrudniono więc wietnamskich szczurołapów a ich płace uzależniono od liczby zabitych szczurów. Wyniki przyszły szybko. W rekordowe dni, eksterminatorzy zabijali ponad 20 000 szczurów. Mimo intensywnej dwuletniej walki ze szczurami, ich siły reprodukcyjne były na tyle duże, że nie udawało się zmniejszyć ich populacji. Do zatrudniania profesjonalnych szczurołapów dołączono możliwość „dorabiania sobie” poprzez przynoszenie do władz szczurzych ogonów, za które wypłacano nagrodę. Wietnamczycy zaczęli przynosić tysiące ogonów. Wydawało się to wielkim sukcesem. Po niedługim czasie zauważono jednak, że po mieście biegają szczury bez ogonów. Okazało się, że ludzie łapali szczury, obcinali im ogony i wypuszczali, aby się reprodukowały i tym samym „produkowały” więcej cennych ogonów. Z kolei na przedmieściach Hanoi, kwitł proceder hodowli szczurów dla ich ogonów. Program deratyzacji zwiększył liczbę szczurów poprzez stworzenie niebezpośredniej zachęty do ich hodowania. Gdy prawda wyszła na jaw, cofnięto decyzję o wydawaniu nagrody, a program walki ze szczurami okazał się wielką klapą. Problem ze szczurami w Hanoi trwa do dziś.

Kolejnym bardzo dobrym przykładem niezamierzonych konsekwencji jest kontrola czynszów. Załóżmy, że w jakimś mieście rynkowe ceny wynajmu mieszkań wynosiły 600 dolarów, lecz w wyniku wzrostu populacji miasta i inflacji wzrosły one do 900 dolarów. Lokatorzy są, rzecz jasna, niezadowoleni z takich podwyżek. Politycy wprowadzają kontrolę czynszów, czyli utrzymywanie ich poniżej wartości rynkowej. Ma to jednak swoje konsekwencje.

Wyższe ceny sprzyjały lepszej alokacji mieszkań. Ludzie mieszkający samotnie dostawali zachętę, aby przeprowadzić się do mniejszego mieszkania jednocześnie zwalniając miejsce dla rodziny z dziećmi. Wyższe ceny zachęcały również do budowy nowych mieszkań pod wynajem, w odpowiedzi na zwiększony popyt. Zwiększona podaż nakładałaby presję na spadek cen. Kontrola czynszów eliminuje te zachęty. Ludzie przestają „oszczędzać” powierzchnię mieszkaniową. Znikają również zachęty do budowy nowych mieszkań.

Jak każda cena maksymalna ustalona poniżej ceny rynkowej, kontrola czynszów wywołuje sztuczny niedobór. Przy ustalonej cenie więcej jest osób chcących wynająć mieszkanie, niż dostępnych na rynku mieszkań do wynajęcia. Właściciele mogą przekształcić nieruchomości np. w powierzchnię biurową lub wakacyjne apartamenty, które nie są objęte kontrolą cen, przez co niedobór stanie się dotkliwszy. Gdy jednak zdecydują się kontynuować wynajem, mogą, nie ponosząc rynkowej kary w postaci mniejszych zysków, dyskryminować potencjalnych najemców ze względu na rasę, płeć, posiadanie dzieci, posiadanie zwierząt domowych czy z jakiegokolwiek innego powodu. Jednym słowem mogą wybierać sobie z pośród wielu chętnych, komu chcą wynająć mieszkanie. Mogą na przykład wybierać osoby, które zaakceptują niższe standardy mieszkaniowe.

Gdy jesteśmy przy standardach, te będą się pogarszać. Właściciel nie będzie miał zachęt, aby naprawiać usterki w mieszkaniu, aby usunąć awarię, aby zrobić okresowy remont itp. Chętnych jest wielu, więc zawsze znajdzie się ktoś, kto zaakceptuje gorsze warunki. Gdy ceny zostaną ustalone mocno poniżej ceny rynkowej, może zniechęcić to właścicieli do dokonywania nawet najbardziej niezbędnych napraw. Zdarzało się, że kontrola cen nie tylko eliminowała zyski właścicieli, lecz zamieniała je w straty, a w tej sytuacji żaden właściciel nie będzie dodatkowo dopłacał do interesu.[4] Właściciele w tej sytuacji zmuszani są do ponoszenia strat. Mają ogromny problem ze sprzedażą mieszkań i budynków. Mają problem nawet z tym, by oddać je za darmo.

Henry Hazlitt w swej książce „Ekonomia w jednej lekcji” a konkretnie w jej drugim wydaniu, opisywał kontrolę czynszów nałożoną na tańsze mieszkania następująco:
„Gdy liczba ludności powiększa się, pogorszenie jakości i niedobór tańszych mieszkań będą pogłębiać się coraz bardziej i bardziej. Mogą one osiągnąć punkt, w którym wielu właścicieli nie tylko nie ma już żadnego zysku, ale staje wobec coraz większych przymusowych strat. Mogą przekonać się oni, że nie wolno im nawet oddać swej własności za darmo. Mogą ostatecznie porzucić swą własność i zniknąć, a wtedy nie da się obciążyć ich podatkami. Właściciele przestają zapewniać ogrzewanie czy inne podstawowe usługi, co zmusza najemców do porzucania mieszkań. Coraz więcej dzielnic podupada i staje się slumsami. Ostatnimi laty w Nowym Jorku zwykłym widokiem stały się całe bloki opuszczonych mieszkań, w których okna są wybite i zabite deskami, by uniemożliwić wandalom dalsze spustoszenia. Częstsze stają się podpalenia, o które podejrzewa się właścicieli. Dalszym skutkiem jest wyschnięcie źródła dochodów miejskich, gdyż wciąż spada wartość nieruchomości poddanych opodatkowaniu. Miasta bankrutują albo nie są zdolne dostarczać podstawowych usług. Chociaż te skutki stają się tak jasne, że aż oślepiają, po stronie tych, którzy wprowadzili kontrolę czynszów, nie ma oczywiście żadnej świadomości popełnionych błędów. Zamiast tego oskarżają oni system kapitalistyczny. Twierdzą, że prywatna przedsiębiorczość jeszcze raz „zawiodła”, że „prywatna przedsiębiorczość nie może sobie z tym poradzić”. Argumentują więc, że wkroczyć musi Państwo i samo zająć się budową tanich mieszkań.”[5]

Mówi się nawet, że najlepszym sposobem na zniszczenie miasta, poza jego zbombardowaniem, jest właśnie kontrola czynszów. W istocie, nie jest to wielka przesada jak możecie zobaczyć na wyświetlanych zdjęciach. Takie są właśnie konsekwencje długotrwałej kontroli czynszów.

Władze, stojąc w obliczu nieprzewidzianych konsekwencji ich własnej polityki, mają do wyboru trzy możliwości:
– zaakceptować negatywne skutki swojej polityki i nie podejmować żadnych nowych działań
– znieść regulacje, które wywołały negatywne skutki
– próbować naprawić negatywne skutki kolejnymi regulacjami i interwencjami w rynek

Nie ma rzecz jasna pewności, którą z tych opcji wybierze władza. Wszystkie z powyższych są stosowane. Zdarza się, że władza cofa szkodliwe regulacje, tak jak w opisanym przez nas przypadku polowania na szczury lub utrzymuje taką regulację akceptując lub nie zważając na negatywne skutki, jak w przypadku kontroli czynszów w Nowym Jorku. Zdarza się jednak i to, że próbuje je naprawiać kolejnymi regulacjami.

Dobrym przykładem próby naprawiania negatywnych skutków regulacji kolejnymi regulacjami jest system opieki zdrowotnej w Stanach Zjednoczonych. Urzędnicy nie cofali swoich decyzji, lub decyzji swoich poprzedników, w momencie gdy na jaw wychodziły ich negatywne skutki. Zamiast tego wprowadzali kolejne regulacje, które miały zaradzić problemom. Ten proces opisaliśmy w filmie „Opieka medyczna w USA”.

Historycy Hancock i Gowing w swej książce „British War Economy” opisywali przykład interwencji rządowej, które władza uznała za konieczne w celu skutecznego prowadzenia działań wojennych. Posłuchajmy ich opisu:

“Istniało, na przykład, zupełnie bezprecedensowe zapotrzebowanie na worki. Armie zawsze wykorzystywały duże ilości worków; służby zaopatrzenia potrzebowały ich do pakowania i transportu oraz jako obroczniaki dla koni, piechota potrzebowała ich do konstrukcji wałów i okopów. Do końca 1914 roku piechota zaczynała się okopywać jak nigdy wcześniej. Trwało to przez całą wojnę. Do listopada 1918 roku liczba worków do piasku dostarczona przez brytyjskich producentów dla sił brytyjskich i alianckich – głównie na potrzeby budowy okopów i ziemianek – osiągnęła łącznie oszałamiające 1 186 milionów sztuk. Tak niewiarygodnego popytu nikt się nie spodziewał na początku wojny. W końcówce 1914 roku armia żądała worków w tempie ćwierć miliona miesięcznie. W maju 1915 roku, żądała już sześciu milionów miesięcznie – a nawet ta ilość była zbyt mała by zaspokoić rosnące potrzeby.

Gdy Ministerstwo Wojny chciało zakupić worki na rynku, spotykało się z niesatysfakcjonującą odpowiedzią. (…) Wysłało ono swych przedstawicieli do Liverpoolu, aby przejęli całe zapasy sprzedawców worków; wysłało przedstawicieli do Dundee, aby zarekwirowali produkcję wytwórców juty. Sprawa z kupcami z Liverpoolu została szybko załatwiona; płacono im wartość reprezentującą cenę rynkową sprzed okresu, gdy popyt ze strony armii sprawił, że ceny wystrzeliły w górę. Ale ze sprawą wytwórców z Dundee wystąpiły problemy, które wymagały bardziej cierpliwego i złożonego podejścia. Na początek, byli oni związani prywatnymi kontraktami zarówno w kraju jak i handlu na eksport. Ministerstwo Wojny wymogło na nich zerwanie tych kontraktów, aby mogli skoncentrować swe wysiłki na produkcji w celu, przynajmniej na jakiś czas, zaspokajania wymagań armii. Za jaką cenę? Po tak szybkim poradzeniu sobie z roszczeniami kupców i prywatnych konsumentów, byłoby absurdem, gdyby rząd zezwolił na ustalanie cen wytwórców na rynku, który został zupełnie przekształcony przez jego anormalny popyt. Z drugiej strony, były względy praktyczne oraz względy sprawiedliwości podpowiadające mu, aby zezwolił wytwórcom na pokrycie ich kosztów oraz osiągnięcie rozsądnego zysku: w innym wypadku mógłby się przekonać, że tylko pogłębiłby problem podaży poprzez niszczenie zachęt do produkcji. Zgodnie z tym, oficjele Ministerstwa Wojny rozpoczęli negocjacje z wytwórcami juty. Bardzo szybko przekonali się, że daremne byłoby ustalanie ceny jedynie na końcowy produkt: niektóre zakłady były wystarczająco duże, by obejmować wszystkie procesy, lecz inne ograniczały się do jednego procesu, takiego jak szycie lub tkanie lub przędzenie. Było zatem konieczne, aby ustalić ceny pokrywające koszty i uczciwy zysk na każdym etapie produkcji od przędzenia surowej juty do wysyłki gotowych worków do składów wojskowych. Nawet to nie było wystarczające: podaż nie była zabezpieczona, ani też rozbudowana piramida cen i kontroli silnie osadzona, dopóki brytyjski i indyjski rząd nie podjęły wspólnych działań aby kontrolować ceny i zapewnić regularne dostawy samego surowca. (…) pionowa penetracja kontroli w dół, w stronę źródeł podaży surowców, powtarzała się we wszystkich kontrolowanych branżach, z różnicą w tempie tej penetracji oraz jej kompleksowością. Ogólnie rzecz biorąc, można stwierdzić, że centralizacja skupu była posunięta najdalej tam, gdzie zapasy były najbardziej ograniczone.”[6]

Wydarzenia te miały miejsce w trakcie I wojny światowej. Takie działania rządu brytyjskiego nie były uprzednio zaplanowane. Gdy okazywało się, że dana interwencja pociągnie za sobą nieuchronne negatywne skutki, rząd dodawał do niej kolejne, aby zaradzić sytuacji. Przy okazji jednak kontrolował coraz większe obszary rynku. Wojna skończyła się zanim kontrola stała się wszechstronna, bo do tego właśnie to zmierzało. Do powszechnej kontroli. Przekonaliśmy się o tym za sprawą II Wojny Światowej, gdy ten sam schemat działań zastosowano również wtedy i to z większą gorliwością. Z perspektywy rządu i jego celów, istniały konkretne powody, dla których kontrola nie mogła się ograniczać jedynie do niektórych sektorów i musiała rozszerzać się na kolejne. Wyjaśnia to Ludwig von Mises pisząc:

„Gdyby niektóre z gałęzi pozostawiono wolnymi i poza kontrolą jako te, które produkują jedynie dobra nieuznawane za niezbędne (non-vital) lub też uznawane za zbytki i luksus, praca i kapitał będą miały tendencję do przemieszczania się do tych gałęzi, czego rezultatem będzie spadek podaży tych dóbr, których ceny rząd ustalił właśnie dlatego, że uważa je za niezbędne dla zaspokojenia potrzeb mas.

Jednak gdy osiągnięte zostaje państwo wszechstronnej kontroli biznesu, nie ma już miejsca na gospodarkę rynkową. Obywatele nie mogą już dłużej poprzez zakupy lub powstrzymanie się od zakupu wpływać na to, co i jak powinno być produkowane. Moc decydowania o tych kwestiach przekazana została rządowi. Nie jest to już kapitalizm: jest to wszechstronne planowanie rządu — socjalizm. (…) Schemat społecznej transformacji, który zaprezentowałem, nie jest jedynie teoretycznym konstruktem. Jest realistycznym odmalowaniem kolejnych wydarzeń, które wprowadziły socjalizm w Niemczech, w Wielkiej Brytanii oraz w kilku innych krajach.”[7]

Po zakończeniu II Wojny Światowej, Wielka Brytania była de facto gospodarką narodowo-socjalistyczną, zgodnie z definicją podaną w pierwszym filmie tej serii. Socjalizm nie został wprowadzony tam poprzez rewolucję, lecz poprzez konsekwentne regulowanie i kontrolę kolejnych obszarów gospodarki. Znów cytując Misesa:

„Warto pamiętać o tym, że brytyjski socjalizm nie był osiągnięciem laburzystowskiego rządu C. Attlee, lecz wojennego gabinetu W. Churchilla. Tym, co uczyniła Partia Pracy, nie było ustanowienie socjalizmu w wolnym kraju, a zachowanie socjalizmu, który rozwinął się podczas wojny oraz w okresie powojennym. Fakt ten został zaciemniony przez wielkie wrażenie, jakie wywarła nacjonalizacja Banku Anglii, kopalń węgla i innych gałęzi. Tym niemniej, Wielka Brytania winna być określana jako kraj socjalistyczny nie dlatego, że pewne przedsięwzięcia zostały formalnie wywłaszczone i znacjonalizowane, ale dlatego, że wszelka gospodarcza działalność wszystkich obywateli poddana była pełnej kontroli rządu i jego agend.”[8]

Tak, rzecz jasna, nie musi być. W czasie wojny priorytety się zmieniają. W normalnej sytuacji, przy każdej wprowadzonej regulacji, która przyniesie skutki odwrotne od oczekiwanych, rząd ma opisane wyżej trzy opcje: cofnąć regulację, zaakceptować jej negatywne skutki lub naprawiać negatywne skutki kolejnymi interwencjami. Najlepszym sposobem, aby nie mieć tego dylematu jest dogłębne i drobiazgowe przeanalizowanie gospodarczych skutków proponowanej polityki, zanim się ją wprowadzi. Gdy jednak wystąpią już niezamierzone negatywne konsekwencje danej polityki, należy bardzo uważać chcąc naprawiać je kolejnymi regulacjami i chcąc konsekwentnie „kroczyć trzecią drogą”, gdyż trzecia droga, to droga w stronę socjalizmu.

[1] prostaekonomia.pl/trawnik-czyli-czego-prowadzi-biurokracja/
[2] SIEBERT, Horst, Der Kobra-Effekt. Wie man Irrwege der Wirtschaftspolitik vermeidet, Munich: Deutsche Verlags-Anstalt, 2001
[3] VANN Michael G., Of Rats, Rice, And Race: The Great Hanoi Rat Massacre, An Episode In French Colonial History, French Colonial History Vol. 4, 2003, pp. 191-204 ISSN 1539-3402 http://www.freakonomics.com/media/vannrathunt.pdf
[4] FRANK George, I Was a Slumlord…, 1972
fee.org/articles/i-was-a-slumlord/
[5] HAZLITT Henry, Ekonomia w jednej lekcji, Znak-Signum, Kraków 1993, s. 122
[6] HANCOCK W.K. GOWING M.M., British War Economy, HMSO, London 1949, s. 15-17 (tłum. własne)
ibiblio.org/hyperwar/UN/UK/UK-Civil-WarEcon/UK-Civil-WarEcon-1.html
[7] mises.pl/blog/2014/04/04/mises-polityka-trzeciej-drogi-prowadzi-socjalizmu/
[8] Ibid.