Pojęcie „kapitalizm” przywołuje szereg skojarzeń. W kulturze popularnej symbolami kapitalizmu są często banknoty, znaki towarowe znanych ogólnoświatowych firm, znak dolara – albo wieżowce. Wznoszenie drapaczy chmur – coraz wyższych i nowocześniejszych – przywodzi na myśl bogactwo i innowacje możliwe dzięki systemowi kapitalistycznemu, podobnie jak pełen wysokościowców skyline wielkich metropolii takich jak Nowy Jork czy Hongkong.
Carol Willis, amerykańska architekt, profesor na Columbia University oraz założycielka i dyrektor Muzeum Wieżowców w Nowym Jorku, uznała, że „Wieżowce są ostatecznym architektonicznym wyrazem kapitalizmuˮ.
Amerykańska filozof i pisarka Ayn Rand, będąca wielką obrończynią wolnorynkowego kapitalizmu, w swojej powieści „Źródło” przedstawiła historię architekta, dla którego wzniesienie najwyższego drapacza chmur w Nowym Jorku stanowiło szczytowy punkt kariery.
Ale czy wieżowce faktycznie są tak oczywistą oznaką sukcesu wolnorynkowego kapitalizmu? Andrew Lawrence, analityk z nieistniejącego już banku inwestycyjnego Dresdner Kleinwort, przedstawił w 1999 roku Indeks wieżowców (Skyscraper Index), który sugerował coś wręcz odwrotnego: budowa niemal każdego z kolejnych „najwyższych wieżowców na świecie” była kończona w trakcie albo tuż po recesji na rynku lub w czasie gospodarczego kryzysu. Co więcej: powtarzalność tego zjawiska była tak oczywista, że nie mogło być mowy o przypadku.
Wieżowiec Singera w Nowym Jorku był przez rok, między 1908 a 1909, najwyższym budynkiem na świecie: 186,6 metra wysokości. Rok później pobił go inny nowojorski wieżowiec: Metropolitan Life Insurance Company Tower, który ustanowił rekord 213,4 metrów. Co – prócz manhattańskiej lokalizacji i bicia rekordów wysokości – łączyło te budynki? Oba zaczęto wznosić tuż przed wybuchem paniki bankowej 1907, a ukończono już po tym kryzysie finansowym, zażegnanym głównie przez działania finansisty i bankiera Johna Pierponta Morgana. Woolworth Building zajął pierwsze miejsce (z rekordem 214 metrów) w 1913 – co zbiega się z utworzeniem Systemu Rezerwy Federalnej w USA. Czas pobicia kolejnych trzech rekordów: 40 Wall Street zwany też budynkiem Trumpa (282 metry w 1929) – Chrysler Building (319 metrów w 1930) – Empire State Building (381 metrów w 1931) – był zaskakująco zbieżny z okresem wielkiego kryzysu w Ameryce. Każdy z trzech manhattańskich drapaczy chmur zaprojektowano i zaplanowano przed kryzysem, a ukończono już w jego trakcie. Nowojorski World Trade Center, rekordzista z 1972 i 1973 roku, oraz Sears Tower w Chicago, które stało się najwyższym budynkiem świata w 1974 roku – zostały ukończone w czasie zapaści gospodarczej okresu stagflacji lat siedemdziesiątych. Kiedy kraje Azji Południowo-Wschodniej, tak zwane Azjatyckie Tygrysy, przeszły okres ogromnego rozwoju gospodarczego lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych – w Kuala Lumpur, stolicy Malezji, stanęły Petronas Towers, które ustanowiły nowy rekord wysokości (ok 452 metry) w 1997 roku – co zbiegło się w czasie z początkiem ogromnego spadku na giełdzie w Malezji, nagłą deprecjacją malezyjskiej waluty i społecznymi niepokojami. Skutki dotknęły innych krajów regionu i zapoczątkowały tak zwany azjatycki kryzys gospodarczy 1997.
Woolworth Building wyłamuje się ze schematu, jako że nie został wzniesiony w okresie kryzysu – ale ukończono go w roku powstania Systemu Rezerwy Federalnej, której oficjalnym zadaniem było właśnie niedopuszczanie do krachów takich jak panika bankowa z 1907 r. Jednak wszystkie inne wieżowce XX wieku, które biły kolejne rekordy wysokości, powstały nie w czasie gospodarczego rozkwitu i prosperity – lecz w dobie gospodarczych zapaści: panika 1907 r., wielki kryzys, stagflacja lat 70., kryzys w Azji Południowo-Wschodniej.
Czy to przypadkowa zależność czy mamy do czynienia z jakimś logicznym ciągiem przyczynowo-skutkowym? Autor Skyscraper Index starał się odkryć powiązania, ale nie znalazł satysfakcjonującej odpowiedzi. Ponad dekadę później analizy indeksu podjął się amerykański ekonomista Mark Thornton, który wyjaśnił zjawisko dzięki austriackiej teorii cyklów koniunkturalnych oraz zjawisku znanemu jako efekt Cantillona.
O austriackiej teorii cyklów koniunkturalnych możecie usłyszeć więcej w tym filmie: https://www.youtube.com/watch?v=cJCvnyQbhYI
Efekt Cantillona to teoria przypisywana Richardowi Cantillonowi1 – teoretykowi ekonomii żyjącemu na przełomie XVII i XVIII wieku, który był mieszkającym we Francji Irlandczykiem o hiszpańskim nazwisku. Efekt Cantillona to efekt dystrybucyjny będący skutkiem nierównomiernych zmian w podaży pieniądza. Co to oznacza? Jak wiemy zwiększenie podaży pieniądza w gospodarce oznacza w konsekwencji wzrost cen na rynku – gdyby pewnego razu czarodziej machnięciem różdżki podwoił ilość pieniędzy należących do każdego człowieka na świecie i każdy byłby tego świadomy, wkrótce ceny odpowiednio dostosowałyby się do wzrostu ilości pieniądza. Jednak zwiększenie podaży pieniądza nie tylko powoduje wzrost ogólnego poziomu cen – lecz także zmienia strukturę cen. O co chodzi? W realnym świecie nie mamy czarodziejów machających różdżkami, a zwiększenie podaży pieniądza jest wynikiem działalności emitenta pieniądza, którym obecnie jest pośrednio lub bezpośrednio aparat państwa i podległy mu bank centralny. Jeśli bank centralny zdecyduje się zwyczajnie dodrukować nowe pieniądze, to nie będą one równo rozsmarowane na rynku niczym masło na kromce chleba, lecz trafią do różnych odbiorców różnymi drogami w różnym czasie, a początkowi odbiorcy wyrażą popyt na konkretne dobra, a nie na wszystkie dostępne na rynku: ceny nie tylko wzrosną, lecz także zmienią się proporcje między nimi. Tym właśnie jest efekt Cantillona: większa podaż pieniądza powoduje inflację cenową, ale nierównomiernie, inaczej w przypadku odmiennych dóbr i usług.
Współczesna polityka pieniężna większości państw opiera się na subtelniejszych metodach kreacji pieniądza: państwo nie musi dodrukowywać banknotów, wystarczy, że sztucznie zaniży nominalne stopy procentowe na rynku kredytowym poniżej ich poziomu rynkowego. To uczyni branie kredytu tańszym, zachęci do korzystania z „łatwego pieniądza” i zwiększenia inwestycji. Jak wiecie z filmu o cyklach koniunkturalnych: to prowadzi do pierwszej fazy cyklu – do gospodarczego boomu.
Teraz: jak to wszystko się ma do bicia rekordów wysokości przez wieżowce i ewentualnej zależności między wznoszeniem drapaczy chmur a kryzysami gospodarczymi?
Sztucznie zaniżone stopy procentowe powodują nie tylko to, że przedsiębiorcy zaczynają masowo korzystać z nienaturalnie tanich kredytów inwestycyjnych, lecz również to, że zaczynają inaczej spoglądać na same inwestycje. Biznesmeni zaczynają coraz chętniej wybierać inwestycje długoterminowe – skoro kredyt jest tani, a to sugeruje, że kapitału jest w bród, można łożyć pieniądze na inwestycje, które będą trwały wiele lat albo zwrócą się po długim czasie. Nie trzeba się obawiać, że kapitał użyty do takich długoterminowych inwestycji zostanie „zamrożony” na dłuższy czas – w końcu dzięki niskim stopom procentowym wiemy, że jest go pod dostatkiem, prawda?
Po pierwsze, efekt Cantillona ma wpływ na ceny ziemi: przy tanim kredycie przedsiębiorcy mogą pozwolić sobie na kupno ziemi pod zabudowę. To naturalny kierunek w przypadku planowania dalekosiężnych inwestycji – liczy się zwłaszcza dobra lokalizacja. Skoro popyt na ziemię pod zabudowę rośnie, a samej ziemi nie może w magiczny sposób przybyć (gdzie ten czarodziej ze swoją różdżką, kiedy jest potrzebny?!) – to ceny ziemi muszą pójść w górę. A jeśli ziemia staje się coraz droższa – to coraz bardziej opłacalne i rozsądne staje się budowanie wzwyż, tak aby pomieścić jak najwięcej potrzebnej powierzchni nieruchomości na jak najmniejszym obszarze zakupionej ziemi. Wyższe ceny ziemi, zwłaszcza w centrach metropolii, oznaczają zmniejszenie stosunku kosztu za piętro w wysokim budynku w porównaniu do kosztu niskiego, ale rozleglejszego budynku. To duża zachęta do stawiania budynków o większej liczbie pięter. To z kolei oznacza wieżowce.
Po drugie, efekt Cantillona widać w rozroście firm. Skoro spadają stopy procentowe, a kredyt jest tani, to przedsiębiorcy mogą inwestować w drogi kapitał, nawet jeśli dysponują mniejszymi i niewystarczającymi środkami własnymi. To zachęta dla firmy do stania się bardziej kapitałochłonną, do rozrastania się i, w konsekwencji, do czerpania korzyści z ekonomii skali − duży może więcej. Produkcja, dystrybucja i transport mogą stać się bardziej wyspecjalizowane i obejmować coraz większe obszary. Zamiast korzystać z usług pana Iksińskiego, który doi krowę i sprzedaje mleko, duża firma może teraz sama zainwestować w najlepsze bydło, w najlepsze dojarki i nowe, ulepszone sposoby pakowania i dystrybuowania tego mleka. Produkcja nabiału staje się wtedy bardziej okrężna − lecz także bardziej wydajna. W ramach ulepszonego i bardziej wydajnego procesu produkcji firma inwestuje więcej także w główną siedzibę i centrum marketingu. To zwiększa zapotrzebowanie na przestrzeń biurową, zwłaszcza w centrach dużych miast, co w konsekwencji oznacza, że budowanie w górę staje się jeszcze bardziej opłacalne. A to ponownie kieruje nas ku wieżowcom.
Po trzecie, istnieje najmniej oczywisty wpływ efektu Cantillona: możliwość inwestowania w nową technologię. Wieżowce, zwłaszcza te bijące rekordy wysokości, to nie tylko inwestycje – to także wyścig osiągnięć inżynierskich i architektonicznych. Coraz wyższe drapacze chmur wymagają innowacji i nowych, niewypróbowanych technik w wielu dziedzinach, poczynając od technik samej budowy przez kwestie wentylacji, ogrzewania, chłodzenia, oświetlenia, transportu (windy, schody, parkingi), elektryczności, rur i kanalizacji aż po ochronę przeciwpożarową i środki bezpieczeństwa. A przecież właśnie tani kredyt jest zachętą dla przedsiębiorców do wybierania bardziej okrężnych, lecz wydajniejszych metod produkcji i do większego ryzykowania pożyczonymi pieniędzmi przeznaczanymi na inwestycje w „nowatorskie” innowacje.
Te trzy wpływy efektu Cantillona sumują się, uzupełniają i sprawiają, że inwestowanie w coraz wyższe drapacze chmur staje się tak powszechne i pozornie opłacalne w czasie boomu, czyli pierwszej części cyklu koniunkturalnego.
Ale po każdym boomie nadchodzi druga część cyklu: krach. Tani kredyt, jak się okazuje, nie miał pokrycia w faktycznie zakumulowanym kapitale, wiele inwestycji okazuje się nietrafionych i błędnych, przedsiębiorstwa muszą dokonać głębokich restrukturyzacji lub upadają, przez co spada popyt na przestrzeń biurową – a więc także na wieżowce.
Historia pierwszych lat jednego z najsłynniejszych wieżowców wszech czasów – nowojorskiego Empire State Building – jest smutnym potwierdzeniem tego zjawiska. Niewielu wie, że wieńczący drapacz chmur taras widokowy – miejsce licznych scen filmowych, romantycznych uniesień… i samobójczych skoków – miał w ogóle nie istnieć. Biurowiec miał być „świątynią biznesu”, której nikt nie zamierzał „profanować” przez wpuszczanie na dach turystów za drobną opłatą. Niestety ukończenie wieżowca w 1931 roku zbiegło się w czasie z najcięższą fazą wielkiego kryzysu i znalazło się niewielu chętnych do wynajęcia powierzchni biurowej. Aby poprawić rentowność budynku (nazywanego w owym czasie Empty State Building – ponieważ wieżowiec świecił pustkami), postanowiono otworzyć tarasy widokowe na jego 86 i 102 piętrze, które po dziś dzień, mimo kilkunastodolarowych opłat, cieszą się niesłabnącym powodzeniem wśród turystów.
Czy należy wobec tego bać się wznoszenia wieżowców? Oczywiście, że nie – ale zgodnie z hasłem słynnego XIX-wiecznego ekonomisty i publicysty Frederica Bastiata warto patrzeć nie tylko na to, co widać, lecz także na to, czego nie widać. W tym wypadku: na fakt, że kolejne fale „manii na drapacze chmur” i kolejne budynki bijące światowe rekordy wysokości niekoniecznie muszą oznaczać okres bogactwa i prosperity, lecz mogą zwiastować coś wręcz przeciwnego.
Główne źródło:
Mark Thornton, Skyscrapers and Business Cycles, „Quaterly Journal of Austrian Economics”, wiosna 2005: https://mises.org/library/skyscrapers-and-business-cycles
Źródła pomocnicze:
Mateusz Benedyk, Wróżenie z wieżowców: https://kryzys.mises.pl/2012/01/14/wrozenie-z-wiezowcow/
Mariusz Błoński, Najwyższe budynki… zapowiedzią kryzysów: https://kopalniawiedzy.pl/drapacz-chmur-kryzys,14909
Karol Pogorzelski, Architektoniczny model cyklu koniunkturalnego: https://mises.pl/blog/2009/04/27/karol-lew-pogorzelski-architektoniczny-model-cyklu-koniunkturalnego/
Mark Thornton, Will 2016 Be the End of the Current Skyscraper Boom?: https://mises.org/library/will-2016-be-end-current-skyscraper-boom