Szkolnictwo w Polsce jest na pewno dalekie od ideału i zwolennicy rozwiązań opartych o dobrowolność są jednymi z tych, którzy często je krytykują. Taka krytyka, aby była konstruktywna i celna, musi wskazywać na rzeczywistość, w której funkcjonujemy. Nie jesteśmy w stanie z dnia na dzień zmienić realiów prawnych i konstytucyjnego umocowania tzw. bezpłatności nauki w publicznych szkołach. Żadna opcja polityczna, poza niektórymi partiami parlamentarnymi oraz związkami zawodowymi, nie ma na tyle siły, aby w sposób systemowy zmieniać kształt polskiej szkoły. Co w takim razie zostaje tym, którzy widzą alternatywy dla jej dzisiejszego działania ale nie mają wpływu na politykę? Nadal bardzo wiele.
Obecny system nie wyklucza szans na działania mające na celu poprawę jakości edukacji bez jej systemowej zmiany. Takie kroki można podejmować i mogą mieć one wymierne skutki. Z oczywistych względów chcemy więc dzisiaj opowiedzieć nie tylko o tym, jak wygląda edukacja ekonomiczna w Polsce, ale też o tym co można zrobić, aby ją poprawić i to przy wykorzystaniu tych sił i środków, którymi dziś dysponują zwolennicy rozwiązań opartych o dobrowolność.
Zanim jednak przejdziemy do meritum, warto odpowiedzieć na jedno podstawowe pytanie, niejako poprzedzające pytanie o to, jak uczyć ekonomii. Brzmi ono oczywiście: Po co to robić? Przecież sama nazwa szkolnego przedmiotu, „podstawy przedsiębiorczości” brzmi wyjątkowo praktycznie i odlegle od tego z czym kojarzy się nauka z podręczników. Jest w tym zresztą trochę prawdy, bo najlepszy sposób na nauczenie się bycia przedsiębiorczym to podpatrywanie przedsiębiorczych ludzi definiowanych jako ci, którzy przekuwają szanse w zyski – niekoniecznie ekonomiczne. Ale jednocześnie musimy pamiętać też i o tym, że program nauczania przedsiębiorczości obejmuje nie tylko samą przedsiębiorczość. Uczniowie na tych lekcjach dowiadują się jakie są podstawowe zasady funkcjonowania gospodarki, czym jest i jak działa rynek pracy. Poznają też kluczowe pojęcia ekonomiczne takie jak popyt, podaż i konkurencja. Po wysłuchaniu lekcji powinni wiedzieć jak działa dzisiejsza bankowość i w jaki sposób korzystać z konta w banku. Uczniowie poznają prawa jakie przysługują im jako konsumentom i poznają sposoby mierzenia wzrostu gospodarczego. Naszym zdaniem wiedza na te tematy jest przydatna i warto ją posiadać.
Jeszcze ważniejsze według nas jest to, że dostęp do rzetelnej i powszechnej wiedzy jest doskonałą szczepionką na różne potoczne błędy w myśleniu ekonomicznym, a błędy te czyhają na każdego z nas. Zbiór, na pierwszy rzut oka zdroworozsądkowych przekonań, w rzeczywistości jednak przesądów i przeinaczeń, dotyczących funkcjonowania człowieka na rynku, nazwany został przez Paula Rubina „ekonomią ludową”. To pozostałość po czasach, kiedy wymiany rynkowe, dziś dominujące, nie istniały. Za sprawą ekonomii ludowej w społeczeństwie pokutują takie mity jak: strach przed inwestorami z innych krajów, pomysł na to, że może istnieć obiektywna cena jakiegoś dobra albo niechęć do osób bogatych. Ekonomię ludową może w pewien sposób niwelować nawet najbardziej elementarna wiedza z ekonomii naukowej. Im wcześniej uczniowie będą się zapoznawać z ekonomią jako nauką a nie jako zbiorem potocznych obserwacji, tym mniej mitów ekonomicznych będzie pokutować w społeczeństwie w czasie, kiedy uczniowie, już jako ludzie dorośli, wejdą na rynek.
To prowadzi nas do konstatacji dotyczącej samej możliwości zachowania wolnego rynku i kapitalizmu jako systemu organizacji pracy. Mogłoby się wydawać, że te zjawiska są w stanie obronić się same przez się. Na własne oczy nie tak dawno widzieliśmy zwycięstwo bardziej wolnorynkowego modelu nad tym zdecydowanie antyrynkowym. Jednocześnie jednak w wielu krajach na świecie, w tym także w Polsce, rośnie w siłę przekonanie o szkodliwości wolnego rynku i kapitalizmu. Naszym zdaniem jest ono oparte właśnie o ludowe myślenie o ekonomii. Uczciwie też trzeba przyznać, że doskonałą pożywką dla tego sposobu myślenia jest niedoskonałość działania obecnego systemu gospodarczego.. Bez upowszechniania wiedzy ekonomicznej wszystkimi możliwymi kanałami i do jak najszerszych grup społecznych, możemy obudzić się w świecie, w którym dorobek naukowej teorii ekonomii może mocno stracić na znaczeniu. A wraz z jej zanikiem, rozpadem ładu rozszerzonego i powrotem do myślenia tylko w kategoriach wymiany ze swoimi najbliższymi, wszystkie dobrodziejstwa globalizacji i podziału pracy staną się przeszłością, a nasz poziom życia spadnie. Pamiętajmy, że wymiany rynkowe to względnie młody sposób powiększania bogactwa. Nie jest on intuicyjny. Musi się mierzyć z instynktami drzemiącymi w każdym z nas, które istnieją jeszcze od czasów prehistorycznych, o czym informuje dr. Rubin w swej pracy „Ekonomia ludowa” („Folk Economics”). Subtelna i racjonalna wiedza, jeśli nie będzie broniona i upowszechniania, niewątpliwie upadnie w starciu z dużo bardziej agresywnym ekonomicznym Misterem Hydem.
Można się zastanawiać nad tym, jaki model edukacyjny byłby najlepszy dla jej upowszechniania Oczywiście opinie byłyby różne: od daleko idącej afirmacji dla wolnego rynku z jednej, aż po głęboką nacjonalizację i centralizację programów nauczania z drugiej strony ideologicznego sporu. Obecny system jest jaki jest i choć jest zawodny, to jednak dostarcza jakichś dóbr, w tym przypadku pewnej wiedzy ekonomicznej. Uważamy, że jest ona przydatna. Chcielibyśmy tylko, aby była nauczana na wyższym poziomie – bo i tak dzieje się to za publiczne pieniądze przeznaczone na obowiązkowe kształcenie.
Pamiętajmy o tym, że dzisiejsze klasy w szkołach to jutrzejsze życie publiczne w naszym kraju. Dobrze wyedukowani uczniowie rozumiejący działanie praw rynku, jutro staną się odpowiedzialnymi konsumentami, lepszymi przedsiębiorcami oraz nade wszystko mądrzejszymi wyborcami, odporniejszymi na populistyczne hasła rozdawnictwa.
Analiza wyników różnych badań oceniających wiedzę ekonomiczną pokazuje jej niski poziom wśród Polaków. Średnia liczba poprawnych odpowiedzi w teście składającym się z 20 pytań wynosiła 8,1, a na wiele pytań udzielano odpowiedzi „nie wiem”.
Większość Polaków ocenia swoją wiedzę na tematy finansowe jako małą (62% Polaków), jedna trzecia jako średnią (33%), a znikoma część jako dużą (5%). Ciekawe, że przy tak niskiej samoocenie własnej wiedzy, większość Polaków uważa, że wiedza ta jest podobna do poziomu wiedzy reszty rodaków (61% ocenia ją jako podobną). Spośród tych, którzy oceniają swoją wiedzę jako inną od większości Polaków, więcej ocenia ją jako gorszą (28%), niż lepszą (11%). Efekty tej luki edukacyjnej możemy oglądać również w Sejmie, gdyż posłowie są wybierani ze społeczeństwa kształconego w taki a nie inny sposób.
Co istotne, wiedza na tematy ekonomiczne jest uważana przez większą grupę Polaków za nudną (33%) bardziej niż za ciekawą (25%), przy czym osób, które uznają tę wiedzę jako zdecydowanie ciekawą jest zaledwie 1% – w przeciwieństwie do 13%, które uznają ją za zdecydowanie nieciekawą. Wiedzę na tematy finansowe częściej oceniają jako nudną Polacy o małej wiedzy ekonomicznej. Wśród osób, które oceniają swoją wiedzę na tematy finansowe jako lepszą od większości Polaków aż 62% ocenia ją jako ciekawą, w tym 6% jako bardzo ciekawą.
W szkołach jest niestety bardzo podobnie. Ponad 30 proc. uczniów szkół ponadgimnazjalnych uznało swoją wiedzę nt. zagadnień finansowych za małą lub bardzo małą. Co zaskakujące, grupę badanych osób stanowili uczniowie objęci projektami edukacyjnymi Fundacji Młodzieżowej Przedsiębiorczości. Jaki jest zatem stan wiedzy uczniów nie uczestniczących w tego typu zajęciach? Według badania zdecydowana większość młodych wiedzę nt. finansów czerpie z mediów. Następnie wskazywali oni rodziców, a szkołę dopiero w piątej kolejności. Jednocześnie największy odsetek uczniów chciałby wiedzę o finansach pozyskiwać od nauczycieli.
To pokazuje, że edukacja ekonomiczna powinna być powszechniejsza, ale jednocześnie trzeba zadbać o atrakcyjną formę jej przekazywania. Docelowo główną rolę w tej dziedzinie powinna wziąć na siebie polska szkoła.
Przedmiot podstawy przedsiębiorczości pojawia się w szkole ponadgimnazjalnej, we wszystkich jej typach: zarówno liceach, szkołach zawodowych jak i technikach. W najpopularniejszym typie szkoły średniej w Polsce, do której chodzi zdecydowana większość uczniów, czyli w liceach, podstawy przedsiębiorczości są realizowane w wymiarze dwóch godzin lekcyjnych w pierwszej klasie. Oznacza to sześćdziesiąt godzin lekcyjnych nauczania tego przedmiotu. Dla porównania, historia jest nauczana w wymiarze 380 godzin, matematyka 1070, a język polski 1320. W klasach o profilach menadżerskich lub zbliżonych może występować dodatkowy przedmiot o nazwie ekonomia w praktyce rozwijający zagadnienia poruszane na podstawach przedsiębiorczości. Podstawy przedsiębiorczości pojawiają się też w szkołach policealnych, w których można uzyskać tytuł technika. Pewne elementy wiedzy dotyczącej ekonomii i przedsiębiorczości poznają też uczniowie w gimnazjach podczas lekcji z wiedzy o społeczeństwie – ale to się oczywiście zmieni wraz z likwidacją gimnazjów.
Podstaw przedsiębiorczości uczą przeważnie nie-ekonomiści. Tylko 42% nauczycieli tego przedmiotu ma wykształcenie ekonomiczne. Pozostali nauczyciele mają inne przygotowanie zawodowe. Mogą być nauczycielami języka polskiego, wychowania fizycznego czy biologii, szybko przekwalifikowanymi na nauczycieli podstaw przedsiębiorczości. Wystarczy ukończenie studiów podyplomowych zrealizowanych w trzy lub czasem nawet tylko dwa semestry i już można nauczać kolejnego przedmiotu. Jeszcze gorzej prezentuje się motywacja nauczycieli. Tylko 20% nauczycieli podstaw przedsiębiorczości uczy z powołania lub zainteresowania tą dziedziną wiedzy. Przyznać jednak trzeba, że aż 89% z nich uważa, że wiedza przekazywana na tym przedmiocie jest potrzebna.
Z tego obrazu wyłania nam się lista problemów, które determinują edukację ekonomiczną w polskich szkołach i zwyczajnie czynią ją mniej skuteczną niż mogłaby ona być. Na pierwszym miejscu postawilibyśmy nieprzygotowanie nauczycieli. Wyobraźcie sobie sytuację, w której mniej niż połowa nauczycieli języka angielskiego z wykształcenia jest faktycznie anglistami – a reszta na przykład geografami czy polonistami. Skuteczność nauczania języka angielskiego byłaby niewielka. Podobnie dzieje się z podstawami przedsiębiorczości. Nawet najlepsze chęci, nie są w stanie zastąpić merytorycznego przygotowania. Jako drugi problem wskazalibyśmy niewielkie wykorzystanie metod aktywnych w nauczaniu podstaw przedsiębiorczości. Tak żywą i namacalną wiedzą naprawdę można z łatwością przekazywać w sposób inny, niż tylko wykładowy. Niestety, słabe przygotowanie nauczycieli oraz niewielka motywacja związana z brakiem zainteresowania przez nich nauczanym przedmiotem powoduje, że lekcje te bywają niestety zwyczajnie nudne. To zresztą możemy skojarzyć z kolejną słabością. Podstawy przedsiębiorczości to niestety zbyt często przedmiot-zapchajdziura, nie jest to przedmiot maturalny i nie jest nauczany w odpowiednio dużej liczbie godzin. To powoduje jego względnie niską rangę w oczach tak uczniów, jak i nauczycieli.
Jak już mówiliśmy na wstępie, nawet pomimo braku możliwości systemowej zmiany szkolnictwa w Polsce, zwolennicy rzetelnego podejścia do nauki ekonomii i podstaw przedsiębiorczości mogą starać się coś zrobić i liczyć na wymierne efekty swoich działań. Tutaj ponownie musimy wrócić do naszego rozumowania związanego z edukacją. Nie mając możliwości zmiany całości systemu pozostają nam dwie alternatywy. Pierwszą z nich odrzucamy, byłaby nią bowiem niechęć do zmiany jakiejkolwiek. W myśl zasady, że jeśli nie możemy zmienić wszystkiego to nie warto zmieniać nic, musielibyśmy zająć się czymś innym niż promocją wiedzy ekonomicznej i zamknąć wszelkie projekty edukacyjne. Ale jest i drugie podejście i to jest nam bliskie – tak załodze Prostej Ekonomii jak i naszym przyjaciołom z Fundacji Wolności i Przedsiębiorczości z którymi współtworzymy ten film. Polega ono na próbie dokonania zmiany tam, gdzie jest ona możliwa. Uważamy, że jakkolwiek w tej chwili brak nam sił na zmianę całościową, to mimo to możemy podjąć się starań o niewielkie ale za to liczne zmiany w obrębie istniejącego systemu. I takie właśnie pozytywistyczne motto przyświeca naszym działaniom. Nie tylko zresztą nam. Obecnie działalność licznych organizacji pozarządowych pozwala na objęcie fragmentaryczną i nieciągłą edukacją ekonomiczną i przedsiębiorczą kilkudziesięciu tys. beneficjentów w różnym wieku każdego roku. Jakość oferowanych programów jest wysoka, co jest tym bardziej godne podziwu zważywszy na niewielkie środki, którymi dysponują te organizacje. Projekty te docierają głównie do pewnej wąskiej grupy osób, aktywnych uczniów i nakierowanych na sukces nauczycieli, którzy chętniej od swoich bardziej biernych kolegów korzystają ze wsparcia z zewnątrz w dziele nauczania ekonomii i przedsiębiorczości. Zaniedbywane są jednak osoby, które nie szukają więcej niż ich nauczono w szkole, albo robią to w ograniczonym zakresie.
Takich jest zdecydowana większość, zapewne nawet 80-90%. Do zmiany społecznej oprócz liderów samodzielnie szukających wiedzy i gotowych na poszukiwanie jej także poza szkołą, potrzeba jeszcze innych grup, bowiem liderzy potrzebują wsparcia. Wyróżnia się pięć grup w populacji: innowatorzy, wcześni naśladowcy, wczesna większość, późna większość i maruderzy. Obecne programy w zakresie ekonomii i biznesu adresowane są tylko do pierwszej i częściowo drugiej grupy. Aby innowatorzy mogli pociągnąć za sobą resztę, potrzeba wspólnego języka. A tego języka nie ma, bowiem myślenie w kategoriach gospodarki rynkowej nie jest naturalną cechą człowieka. Trzeba go takiego myślenia nauczyć. A o tym jak można to zrobić opowie dr Marcin Chmielowski z Fundacji Wolności i Przedsiębiorczości.
Pomysłem na to może być Ekonomiczna Wyprawka, projekt Fundacji Wolności i Przedsiębiorczości w którym partycypuje, obok innych organizacji, także Prosta Ekonomia.
Celem Wyprawki nie jest zastąpienie lekcji prowadzonych przez nauczycieli, lecz ich urozmaicenie oraz przekonanie uczniów, że zgłębianie świata gospodarki może być ciekawe. Autorzy projektu pamiętają też o nauczycielach dla których Fundacja Wolności i Przedsiębiorczości przygotuje szkolenia i pomoże im w ewaluacji sposobów, w jaki dzielą się oni wiedzą ze swoimi podopiecznymi. Projekt jest modułowy, obejmuje on wysyłki płyt DVD z materiałami informacyjnymi i dydaktycznymi, konferencje dla praktyków szkolnej dydaktyki, portal edukacyjny z lekcjami e-learningowymi a także aplikację mobilną pozwalającą na elastyczne korzystanie z cyfrowych pomocy naukowych.
Ekonomiczna wyprawka jest zbudowana w taki sposób, że każda jej część może funkcjonować jako odrębna całość, ale wspólnie moduły uzupełniają się budując całościowy program obliczony na długi czas oddziaływania. Dla każdego z uczniów to może być tylko mały krok na ścieżce wiedzy. Ale dla całości społeczeństwa zrozumienie mechanizmów rynku i podstaw przedsiębiorczości może być czymś naprawdę wielkim. I przez to bardzo ważnym.
Zachęcamy do rozpowszechniania i wspierania projektu Ekonomiczna Wyprawka.
Z opisem projektu można zapoznać się na stronie ekonomicznawyprawka.pl.
Paul Rubin – „Folk Economics”
https://www.jstor.org/stable/1061637?seq=1#page_scan_tab_contents
Stan wiedzy finansowej Polaków – raport Fundacji Kronenberga przy Citi Handlowy, wrzesień 2009
Wiedza i postawy ekonomiczne uczniów szkół ponadgimnazjalnych. Wyniki badania przeprowadzonego dla PZU, 2012
Mariola Tracz, Tomasz Rachwał – „Przedmiot podstawy przedsiębiorczości założenia realizacji a przygotowanie nauczycieli”