„Co widać i czego nie widać” oraz „Ekonomia w jednej lekcji”. Jaką różnicę Bastiat i Hazlitt widzą między dobrym i złym ekonomistą? Rozbita szyba i inne przykłady nam to wyjaśnią.

▪ Co odróżnia dobrego ekonomistę od złego ekonomisty?

Możemy za Hazlitt’em powtórzyć pytanie –  „Dlaczego spośród wszystkich nauk znanych człowiekowi właśnie ekonomia najbardziej roi się od błędów?”. Aby to wyjaśnić musimy się odwołać do dwóch wielkich postaci świata ekonomii – Frederic’a Bastiat’a i wyżej wspomnianego Henry’ego Hazlitt’a. Bastiat wyjaśnia, że w sferze ekonomii każde wydarzenie, prawo oraz czyn pociąga za sobą bardzo wiele skutków. Niektóre z tych skutków są widoczne na pierwszy rzut oka. Inne są odsunięte w czasie i trudno je dostrzec. Według Bastiat’a jedyną różnicę między złym i dobrym ekonomistą stanowi to, że zły ekonomista zwróci uwagę jedynie na bezpośrednie, widoczne na pierwszy rzut oka skutki, natomiast dobry ekonomista weźmie pod uwagę widoczne skutki, jak również i te niewidoczne, odroczone w czasie. Hazlitt dopowiada z kolei, że zły ekonomista spojrzy na skutki określonej polityki dla jednej tylko grupy społecznej, której najbardziej ona dotyczy, podczas gdy dobry spojrzy również na skutki tej polityki dla całego społeczeństwa. Bastiat również informuje nas, czemu jest to tak istotne. Twierdzi, że niemal zawsze dzieje się tak, że, gdy bezpośredni widoczny skutek jest korzystny, to późniejsze, mniej widoczne skutki, są niekorzystne. Działa to również w drugą stronę.

▪ Przykład „Rozbitej szyby” przytoczony przez Bastiat’a

Żeby to zobrazować przejdźmy do, kultowego już, przykładu „Rozbitej szyby” przytoczonego przez Bastiat’a, a później przez Hazlitt’a. Młody chuligan rzuca cegłą w witrynę piekarni i, w wyniku tego niecnego postępku, rozbija piekarzowi szybę wartą 300 zł. Pod piekarnią zbiera się tłum, aby obejrzeć powstałe szkody. Tłum zaczyna szeptać między sobą, że jakkolwiek zdarzenie jest przykre dla piekarza, to jego ekonomiczne skutki mogą być pozytywne. Piekarz, będąc zmuszonym wymienić szybę, da zatrudnienie szklarzowi. Pojawiają się również głosy, że gdyby nie tłuczono szyb, szklarze mogliby stracić źródło utrzymania, a w zaistniałej sytuacji szklarz będzie bogatszy o 300 zł. Da on zapewne zatrudnienie kolejnym producentom, a kolejni producenci – jeszcze kolejnym. 300 zł będzie rozchodzić się po gospodarce dając zatrudnienie coraz to nowym osobom. Zły ekonomista dostrzeże tylko te skutki. Zobaczy zwiększony popyt na szybę, myląc go z potrzebą, oraz korzyść dla szklarza, który będzie miał zatrudnienie. Dobry ekonomista spojrzy jednak głębiej. Przyzna oczywiście, że szklarz odniesie bezpośrednią korzyść z aktu wandalizmu, jednak nie poprzestanie na tym w swoich rozważaniach.
Przecież piekarz stracił właśnie 300 zł, które być może, dziś po południu, miał wydać na nowe buty.

Pieniądze wydane na szybę, nie mogą zostać już wydane na coś innego. Ta kwota nie zasiliłaby branży szklarskiej, jednak zasiliłaby branżę obuwniczą. Wtedy szewc robiłby to samo, co szklarz, czyli wykorzystałby te pieniądze dając zatrudnienie kolejnym osobom. Patrząc na gospodarkę jako całość: bez aktu wandalizmu społeczeństwo miałoby szybę i nowe buty, a tak – będzie miało tylko szybę.  Strata szewca jest niewidoczna i o nim się zapomina. Ludzie nie czują utraty butów, gdyż buty po prostu nie zostały wyprodukowane. Mogłyby jednak powstać, gdyby nie rozbita szyba. Postaraj się odnieść ten sam przykład do odbudowy zniszczeń wojennych. Po wojnie wszyscy przecież mają pracę, a popyt na materiały budowlane i różne usługi jest ogromny. Czy jednak gospodarka ma się świetnie, gdy masa ludzi musi odbudowywać od podstaw to, co wcześniej już i tak mieli? Hazlitt podkreśla, że każde zniszczenie jest stratą i w żadnym wypadku nie można przedstawiać go jako dobrodziejstwo.

▪ Rząd tworzy miejsca pracy?

Kolejnym mitem, który obalają Bastiat i Hazlitt jest twierdzenie, że rząd tworzy miejsca pracy zarówno przez roboty publiczne, jak i zwiększenie biurokracji. Załóżmy, że państwo przeznacza milion złotych na budowę drogi. Wszyscy możemy zobaczyć posuwające się prace i robotników, którzy tę pracę wykonują. Gdyby państwo nie przeznaczyło tych środków w ten sposób, to prawdopodobnie Ci ludzie faktycznie nie mieliby pracy w tym miejscu. To widzą wszyscy ekonomiści oraz obywatele. Czego w takim razie nie widać? Otóż ten milion złotych, które wydaje państwo nie bierze się znikąd. Zostaje on zebrany w formie podatków z sektora prywatnego. Ten sam milion złotych pozostałby w rękach społeczeństwa i ten sam milion złotych zostałby przeznaczony na zwiększanie zatrudnienia w inny sposób. Każdy podatnik miałby dodatkowe pieniądze, aby coś kupić. Tego nie widać, bo państwo zbierając pieniądze w postaci podatków, pozbawia możliwości wydania tych samych pieniędzy przez sektor prywatny. Na każdego robotnika, któremu państwo dało zatrudnienie przy budowie drogi, przypada robotnik, który nie będzie zatrudniony przez sektor prywatny. Państwo nie tworzy miejsc pracy, jedynie je przesuwa z jednego miejsca w drugie. Gdy państwo przeznaczy pieniądze na coś użytecznego, czego faktycznie potrzebujemy, moglibyśmy wtedy stwierdzić, że opłaciliśmy konkretną usługę. Można się oczywiście spierać, czy sektor prywatny nie wykonałby tego lepiej, ale nie to jest tematem filmu. Problem zaczyna się, gdy państwo wydaje pieniądze na coś, co nie jest użyteczne dla społeczeństwa i uzasadnia swoją rozrzutność, nie użytecznością, lecz argumentem, że tworzy miejsca pracy. To nieprawda – nie tworzy.

To, co tyczy się robót publicznych, można odnieść również do zbędnej biurokracji. Panuje przekonanie, że zmniejszając biurokrację, państwo spowodowałoby ogromny wzrost bezrobocia i zaszkodziłoby gospodarce. Tu argumentem jest nie tylko to, że biurokraci mają zatrudnienie, lecz również to, że ich siła nabywcza jest siłą napędową dla gospodarki. Przecież urzędnicy, wydając swoje pieniądze, wspierają sklepikarzy, producentów i usługodawców. Co by się stało z wieloma biznesami, w których zaopatrują się oni w produkty i usługi? To jest jedna strona medalu. Przypuśćmy, że rząd zmniejsza biurokrację. Faktycznie wielu biurokratów straciłoby pracę. Faktycznie sklepy, które znajdują się przy urzędach, mogłyby odnotować straty lub nawet zbankrutować. Jednak jest też druga strona medalu, o której się zapomina. Urzędnicy wydawali pieniądze podatników. Na każdą złotówkę zarobioną i wydaną przez urzędnika, przypada złotówka zabrana i nie wydana przez sektor prywatny. Sklepy, które zaopatrują biurokratów stracą, ale zyskają setki sklepów w całym kraju, które zaopatrują wszystkich podatników.

▪ Co się stanie ze zwolnionymi urzędnikami?

Dla uproszczenia załóżmy, że pracę utraciło 1000 osób i każda pobierała 1000 zł pensji. Zmniejszenie wydatków państwowych uwolni również podatników od zapłaty łącznej kwoty miliona złotych w formie podatków. Do sektora prywatnego nie trafia więc z powrotem tylko 1000 osób, ale także milion złotych, które mogą być przeznaczone na produkty i usługi, wykonywane przez przekwalifikowanych urzędników. Różnica w przypadku zbędnej biurokracji jest taka, że wcześniej 1000 osób zarabiało milion złotych nie robiąc nic produktywnego, a teraz ci ludzie będą musieli zarobić ten sam milion w produktywny sposób. I znów, utrzymanie biurokraty może mieć uzasadnienie, gdy wykonuje on ważną i użyteczną pracę dla społeczeństwa. Problem pojawia się, gdy jedynym uzasadnieniem takiego stanowiska jest miejsce pracy i siła nabywcza biurokraty. Cytując Hazlitt’a: „Mielibyśmy jednak szczęście, gdyby niepotrzebni biurokraci byli zwykłymi, wygodnymi próżniakami. Dziś jest o wiele bardziej prawdopodobne, że są energicznymi reformatorami, gorliwie zakłócającymi produkcję i zniechęcającymi do niej.”

Zachęcam do przeczytania obu książek, na podstawie których zrobiony jest ten odcinek: „Co widać i czego nie widać” autorstwa Frederic’a Bastiat’a oraz „Ekonomia w jednej lekcji” Henry’ego Hazlitt’a. Autorzy poruszają w nich o wiele więcej zagadnień, niż te podane w tym filmie. Jeśli spodobał Ci się film, proszę pomóż nam udostępniając go znajomym. Inne nasze produkcje znajdziesz na stronie prostaekonomia.pl.