Film „Big Short” co prawda pojawił się w kinach już stosunkowo dawno (biorąc pod uwagę, że recenzję piszę dopiero teraz, a jakiś tydzień temu pojawiły się nominacje do Oscarów itp.), ale z racji, iż w wielu przypadkach recenzje na jego temat piszą osoby dość słabo zaznajomione z nieco bardziej szczegółowym zarysem ostatniego kryzysu finansowego, myślę, że to dobra okazja by wypowiedzieć się w tym luźnym artykule co film ma do zaoferowania – głównie jeśli idzie o stronę merytoryczną, nie będzie to więc klasyczna recenzja, gdzie dokładnie omawiam również grę aktorską i tym podobne. Warto także przy okazji wyjaśnić, o co w kryzysie de facto chodziło.

Może na początek kilka komunikatów ostrzegawczych – Jeśli ktoś nie zna wydarzeń związanych z kryzysem w ogóle i nie posiada żadnego rozeznania… to film absolutnie nie nadaje się jako materiał edukacyjny. Jak na film finansowy przystało pojawia się tu wiele terminologii, zarezerwowanych dla osób, co siedzą już trochę w finansach bądź przynajmniej miały styczność choćby z kilkoma dłuższymi artykułami poświęconymi tematyce kryzysu. Problem polega na tym (co zresztą zauważyłem na forach filmowych), że wiele osób filmu (przynajmniej do końca) nie zrozumiało. Mam wrażenie, że reżyser postawił bardziej na przedstawienie pewnej intrygi, zagrywek, gierek spekulacyjnych, ciekawostek, a kwestia przyswajalności treści przez widza została zepchnięta na drugi plan. Jest to o tyle trudne, że widz musi zarówno śledzić to co się dzieje na ekranie, jak i w ogóle zrozumieć rozległy kontekst finansowy całego tego zjawiska.

Mam więc nadzieję, że jeśli, drogi czytelniku, planujesz się jeszcze wybrać na film lub obejrzeć go w domu np. na dvd, to dowiesz się najpierw o co w kryzysie chodziło, jeżeli wcześniej tego nie zgłębiałeś – w przeciwnym razie możesz być w niezłym szoku nagromadzeniem różnych motywów.

Tyle w ramach ostrzeżenia. Zajmijmy się teraz samym filmem, który według mnie jest, abstrahując już od „toporności przekazowej”, raczej średni.

Na początek zajmijmy się głównym podłożem fabularnym, wokół którego toczy się cała akcja. Mamy więc lata ok. 2002-2008. Giełda papierów wartościowych i instrumentów pochodnych (o których za moment) przeżywa swój rozkwit, w związku z handlem czymś, co ponoć zawsze ma pewną wartość – nieruchomościami. Tak jest, w tym okresie w Stanach Zjednoczonych, mieliśmy do czynienia z masowym wzrostem cen nieruchomości. Mamy więc szalonych analityków i menedżerów pełnych chęci zysku, którzy często nie szczędzą pieniędzy na kluby ze striptizem oraz inne uciechy rozrywkowego życia, po nudnej i pełnej cyferek pracy w bankowości inwestycyjnej.

gif;base64,R0lGODlhAQABAAAAACH5BAEKAAEALAAAAAABAAEAAAICTAEAOw==

Szybko w trakcie filmu pojawiają się takie terminy jak „CDO”. Co to takiego? Tzw. „Collaterized Debt Obligation” to instrument pochodny (derywat) będący „zbiorem” wszystkich kredytów hipotecznych, które wtedy były udzielane klientom przez banki komercyjne, żeby potem trafiły do rąk inwestorów. Inwestorzy następnie z racji chęci zysku mogli sprzedawać dalej CDO innym inwestorom z niezłym profitem. Kwitł więc handel pozornie dobrymi instrumentami… do czasu. Problem pojawił się, gdy kredytobiorcy przestali spłacać zobowiązania. Okazało się, że banki komercyjne tak naprawdę najczęściej udzielały kredytów „subprime” (wysokiego ryzyka dla osób o niskich możliwościach finansowych) i miały świadomość, że mogły być w najbliższej przyszłości problemy ze spłatą. Nie był to jednak dla banków komercyjnych żaden problem, gdyż z racji, że ryzyko szło dalej wraz ze sprzedażą szkodliwych aktywów,  kwestia potencjalnych i faktycznych zagrożeń została przesunięta na inne podmioty.

Kiedy kredytobiorcy przestali spłacać pieniądze za udzielone hipoteki, rozpoczęła się lawina problemów. Początkowo trafione inwestycje w nieruchomości teraz stały się nierentowne, inwestorzy nie byli już zainteresowani kupnem „toksycznych” CDO, wiele banków inwestycyjnych upadało.

„Big Short”, co trzeba przyznać, jest bardzo zgodny z prawdą i mocno się jej trzyma. Przedstawiono w nim ogólny zarys współczesnego kryzysu finansowego, ale według mojej opinii można to również było zrobić od nieco innej strony. Jak najbardziej – banki inwestycyjne podjęły wiele nierozważnych działań i spowodowały kryzys (który swoją drogą tylko uwikłani w grę na giełdzie lub powiązani z tym systemem go faktycznie odczuli), ale jak dla mnie pominięto trochę rolę rządu w trakcie tego całego „zajścia”. Można oczywiście powiedzieć, że to tylko spowodowałoby większy chaos na widowni, która musiałaby przyswajać z prędkością światła jeszcze więcej faktów. Kwestia jest jednak tego typu, że cały film jest niestety bardzo przegadany. Ograniczono się tutaj do tylko i wyłącznie jednej perspektywy rozciągającej się przez ok. 2 godziny – perspektywy finansistów, którzy albo wygrali na kryzysie, albo zostali wielkimi przegranymi.

gif;base64,R0lGODlhAQABAAAAACH5BAEKAAEALAAAAAABAAEAAAICTAEAOw==

Według mojej opinii, można było np. zmniejszyć liczbę bohaterów żeby nie rozwijać podobnych ze sobą wątków. Jeszcze lepszą opcją byłoby dodanie, po uprzednim wycofaniu zbędnych scen, perspektywy rządowej (tudzież powiedzmy „quasi-rządowej”), aby pokazać szerszy kontekst. Bardzo ciekawy pomysł to chociażby ukazanie Alana Greenspana, który manipulował stopami procentowymi Rezerwy Federalnej Stanów Zjednoczonych w tamtych latach i pośrednio przyczynił się do wzmożenia kryzysu.

O co chodziło? Jeśli oglądałeś, drogi czytelniku, film Prostej Ekonomii na temat polityki stóp procentowych Banku Centralnego i jej wpływu na gospodarkę to zapewne wiesz, że jest to mechanizm powodujący to, że ludzie zachowują się inaczej na rynku, gdzie np. kredyty przez taką, a nie inną politykę, są tanie. To się właśnie stało – W latach 2000-2004 mieliśmy do czynienia z obniżeniem stóp procentowych FED’u a tym samym z obniżeniem rynkowych stóp zwrotu z kredytów.

gif;base64,R0lGODlhAQABAAAAACH5BAEKAAEALAAAAAABAAEAAAICTAEAOw==

Powodowało to tylko zwiększony popyt na tanie kredyty, a ceny nieruchomości wobec tego popytu wzrastały jeszcze bardziej. Ponadto jest jeszcze inna rzecz – To, że banki komercyjne były skłonne udzielać kredytów hipotecznych byle komu również było związane z polityką rządową. Otóż dla banków nie stanowiło problemu, jeżeli jakiś kredytobiorca (lub wielu) nie spłacał swoich zobowiązań. W tym przypadku bank mógł np. sprzedać te kredyty odpowiednim instytucjom. Istniały bowiem podmioty, czy to wspierane przez państwo czy to następnie będące w rękach państwowych, takie jak Fannie Mae i Freddy Mac. Przedsiębiorstwa te zajmowały się emitowaniem instrumentów pochodnych o nazwie „MBS” (Mortgage Back Securities). Polegało to na tym, że Freddie i Fannie kupowały od banków komercyjnych kredyty hipoteczne, a następnie odsprzedawały je dalej innym podmiotom (inwestorom).

W filmie niewiele padło wzmianek na temat chociażby Greenspana czy FED’u, a szkoda. Moim zdaniem wycofanie zbędnych scen i dodanie nowej perspektywy znacznie urozmaiciłoby cały seans. Natomiast pokazano tu całkiem sporo – chciwych bankierów, pazerne i przekupne agencje ratingowe, które wystawiały najwyższe oceny jakiemukolwiek podmiotowi oraz skutki dobrych i złych inwestycji. Odnoszę niestety wrażenie, że film pokazuje jednak za dużo i za mało jednocześnie. Za dużo w ściśle określonym przez siebie kierunku i za mało w potencjalnym, alternatywnym spojrzeniu na kryzys.

Jeżeli, drogi czytelniku (bądź potencjalny widzu), jesteś dobrze zaznajomiony i zainteresowany światem finansów, film być może ci się spodoba. Jeśli natomiast masz wstręt przed bankowością i zagadnieniami ekonomicznymi, gubisz się w temacie kryzysu.. to nie widzę sensu, żebyś wydawał te dwadzieścia złotych na seans lub więcej na dvd czy blu-ray. Szczerze przyznam, że nawet dla mnie, jako osoby co poniekąd siedzi w finansach, film był dość trudny do obejrzenia – za mało urozmaicony i zbyt nudny.

Reżyserowi należy się jednak pochwała za (ogółem) bardzo dobre oddanie realiów tego co się wówczas działo. Brakuje tu niestety szerszej perspektywy przyczyn światowego kryzysu finansowego.

 

Merozzo