Człowiek jest taką istotą, że woli mieć coś teraz, a nie później. Jeśli ma odsunąć zakup czegoś, co chce mieć, to musi zostać do tego w jakiś sposób zachęcony. Na przykład: nie kupię wymarzonej, nowej konsoli do gier teraz, bo w tym momencie jest droga, a za pół roku będzie tańsza o 20%. Oczywiście chcę ją mieć od razu, natychmiast, jednak jestem gotów poczekać, bo zachęca mnie do tego 20% więcej pieniędzy w kieszeni. W odwrotnej sytuacji, tj. gdybym wiedział, że za pół roku będzie droższa, to oczywiście kupiłbym ją natychmiast.
Dokładnie tak samo jest z oszczędzaniem i stopami procentowymi. Jestem gotów trzymać moje oszczędności w banku, gdy wiem, że będę mógł za nie więcej kupić w przyszłości. Występuje to w przypadku, gdy realne stopy procentowe są dodatnie. Realne stopy to oprocentowanie lokaty minus inflacja. Jeśli na lokacie zarabiamy 3% rocznie, a inflacja wynosi 4% rocznie, to tracimy 1% więc realna stopa procentowa wynosi -1%. Oczywiste jest, że nie chcemy wstrzymywać swojej konsumpcji jeśli ktoś nam powie: „pożycz mi pieniądze na rok, a po roku dostaniesz o 1% mniej”. Przez ten rok już moglibyśmy cieszyć się wszystkimi rzeczami, które chcemy kupić za nasze pieniądze. Gdzie nasza zachęta?
To sprowadza nas do polityki monetarnej banków centralnych. W kilku filmach mówiliśmy już o tym, że banki centralne, aby „stymulować” gospodarkę, obniżają stopy procentowe. Chcą w ten sposób pobudzić konsumpcję i wydatki. Fed trzymał stopy procentowe na poziomie 0% przez ostatnie 7 lat i dopiero niedawno zdecydował się na lekką podwyżkę. Natomiast w Europie i Japonii posunięto się jeszcze dalej. Europejski Bank Centralny, Bank Centralny Japonii, Narodowy Bank Szwajcarii oraz szwedzki Riksbank utrzymują stopy procentowe poniżej zera. Jakie są efekty tych działań? Na przykład takie, że gdy Japonia chce pożyczyć od kogoś pieniądze na 10 lat (10-cio letnie obligacje) to … każe płacić sobie za ten przywilej! I są to stopy nominalne, a nie realne. Realnie stracimy jeszcze więcej.
Jest to istne szaleństwo. Przypominam, że dług Japonii to około 230% PKB, co czyni ją najbardziej zadłużonym krajem na świecie w stosunku do PKB. Zatem bynajmniej nie jest tak, że płacimy Japonii za bezpieczne przechowanie naszych pieniędzy. Nikt przy zdrowych zmysłach nie kupiłby japońskich obligacji. Kto więc je kupuje? Na przykład Bank Centralny Japonii. Jest to monetyzacja długu, o czym powiemy nieco więcej w piątkowym filmie.
W Europie już około 40% obligacji rządowych ma negatywne oprocentowanie.
Kto decyduje się na kupno tych obligacji? Na przykład Europejski Bank Centralny. Żegnaj ostatni hamulcu, który powstrzymywał rządy od zadłużania się w nieskończoność.
Jeśli stopy procentowe dalej będą iść w tę stronę, dojdziemy do momentu, gdy bank komercyjny będzie musiał negatywnie oprocentowywać lokaty bankowe. Szef prywatnego szwajcarskiego banku Julius Baer, powiedział już na przykład, że jeśli stopy procentowe w Europie zostaną obniżone jeszcze bardziej, być może bank będzie zmuszony do obciążania deponentów. Co by się wtedy wydarzyło? Nikt rozsądny nie trzymałby pieniędzy w banku. Gdy depozyt bankowy daje ujemny zwrot, to jaki sens miałoby trzymanie pieniędzy w banku? Lepiej wtedy trzymać gotówkę w materacu lub skarpecie, bo wtedy ukarze nas tylko inflacja, a nie inflacja plus negatywne stopy procentowe. Oczywiste jest, że wiele osób natychmiast uciekłoby z banku i zaczęło trzymać pieniądze w gotówce. Dlatego pojawiają się już na świecie pomysły „społeczeństwa bezgotówkowego” (likwidacji gotówki), co by było kolejnym ciosem dla naszej wolności i anonimowości, a dodatkowo nic nie powstrzymywałoby już banków od naliczania wysokich opłat za depozyty.
To jednak nie są jedyne negatywne efekty niskich, bądź ujemnych, stóp procentowych.
Jeden z nich to wywoływanie cyklu boom/bust co opisywaliśmy np. tutaj:
Kolejną rzeczą jest fakt, że ustalanie stopy procentowej przez banki to zwykłe ustalanie ceny kapitału. Nie różni się to w zasadzie skutkami od tego, gdybyśmy ustalili cenę zboża czy mleka. Ceny na rynku nie są ustalane, są odkrywane przez zderzenie popytu z podażą. Wniosek jest taki, że nie znamy prawdziwej ceny kapitału.
Teraz zastanówmy się co to oznacza. Tak jak prywatne osoby nie mogą pożyczać kapitału, za który otrzymują pieniądze, to instytucje finansowe już tak. Informowaliśmy niedawno na Twitterze, że:
Bank Berlin Hyp, który w 2008 roku potrzebował bail-out'u, teraz wypuścił obligacje na 500 mln euro z negatywnym oprocentowaniem
— Prosta Ekonomia (@ProstaEkonomia) 10 marca 2016
Załóżmy, że bank może pożyczyć pieniądze przy realnej stopie -1%, co będzie się przekładało na to, że będzie oddawał o 1% mniej niż pożyczył. W tej sytuacji może on rozpocząć inwestycję przynoszącą 0,5% straty i dalej będzie miała ona sens! Pożyczasz 1000 zł na -1%, więc musisz oddać 990 zł, twoja inwestycja przynosi ci 5 zł straty czyli 995 zł. Po oddaniu długu zostanie ci 5 zł w kieszeni. Tak, to jest szaleństwo, ale właśnie o to chodzi (oczywiście to tylko przykład, bo wtedy lepiej nie robić żadnej inwestycji, co da ci 10 zł zamiast 5 zł). Gdy nie znamy prawdziwej ceny kapitału, nie jesteśmy w stanie ocenić czy jakaś inwestycja jest racjonalna i zyskowna czy nie. Wiemy tylko, że cena kapitału nie jest ustalona przez rynek, ale nie wiemy jak mocno jest zaniżona. Nie wiemy na jakim poziomie stopa procentowa być powinna. Czy miałoby to być 5% czy 10%? Nie wiadomo, bo nie pozwala się rynkowi tego odkryć.
I na koniec – niskie stopy popychają do ryzykownych inwestycji ludzi, którzy nigdy nie powinni się tym zajmować ze względu na brak wiedzy. Gdy pieniądze na lokacie są realnie ujemnie oprocentowane, ludzie, w poszukiwaniu zysku, lub chociaż ochrony przed inflacją, decydują się na bardziej ryzykowne inwestycje, na przykład na zakup akcji. Nie każdy się na tym zna, a niektórzy „pożal się Boże” doradcy inwestycyjni, którzy są handlowcami, a nie inwestorami, doradzą nam to za co dostaną największą marżę. Po jakimś czasie zadzwonią do nas szczęśliwi, mówiąc, że rynek spadł o 60%, a my straciliśmy tylko 55%. Jest to przykre, bo w tej sytuacji ludzie, którzy na co dzień ciężko pracują i oszczędzają, tracą.
W każdym razie, witamy w świecie sztucznych stóp procentowych, gdzie szaleństwo to codzienność, a normalne rzeczy nie dzieją się zbyt często.