Spis treści
Jak zapewne każdy czytelnik i widz tego bloga zdążył się zorientować, jestem zwolennikiem tego, by podatki były jak najniższe jak to tylko możliwe. Argumenty na rzecz radykalnego obniżenia podatków przestawiliśmy już w filmie „Podatki i budżet państwa”. Jednak nie to jest tematem dzisiejszego artykułu. Istotna jest nie tylko wysokość podatków, ale też sposób ich ściągania oraz to, co jest przedmiotem opodatkowania. Postaram się w dzisiejszym tekście pokazać wyższość podatków pośrednich nad bezpośrednimi, czyli podatki pośrednie i bezpośrednie w praktyce.
W pierwszej kolejności zasadnym jest określić czym są podatki pośrednie i bezpośrednie. Podatki pośrednie wliczone są w cenę dóbr i usług. Nie są nałożone bezpośrednio na jednostki lub firmy. My, jako konsumenci płacimy te podatki, jednak to nie my musimy się z nich rozliczać z urzędem skarbowym. Firma od której kupiliśmy towar lub usługę jest pośrednikiem miedzy podatnikiem a rządem. Przykładem podatku pośredniego jest VAT lub akcyza. Natomiast podatki bezpośrednie to takie, które są nałożone na nas i musimy się rozliczać z urzędem skarbowym bezpośrednio. Przykładami podatku bezpośredniego jest PIT, CIT i podatek od nieruchomości.
Z czego więc wynika wyższość podatku pośredniego nad bezpośrednim?
Jak zaznacza Peter Schiff w swojej książce „Wielka Depresja 2.0”, są przede wszystkim mniej inwazyjne i samoograniczające.
Podatki bezpośrednie są inwazyjne. Na ich rozliczanie tracimy nie tylko czas, ale też naruszana jest nasza prywatność. Nie powinno być tak, że rząd wie wszystko o życiu i dochodach swojego obywatela. Nie jest jego rolą kontrolować ludzkie życie. Przy podatkach pośrednich nie ma tego problemu.
Przewagą podatków pośrednich nad bezpośrednimi jest również fakt, że są one samoograniczające. Gdy taki pośredni podatek będzie zbyt wysoki, ludzie mogą ograniczyć jego płacenie poprzez ograniczenie konsumpcji. Oczywiście jakiś zakres konsumpcji zawsze jest konieczny, jednak płacenia zbyt wysokiego podatku pośredniego jest znacznie łatwiej uniknąć niż zbyt wysokiego podatku bezpośredniego. Łatwiej jest zrezygnować z kupna kolejnej pożądanej przez nas rzeczy, obciążonej podatkiem pośrednim, niż zrezygnować z pracy, obłożonej podatkiem bezpośrednim. Jeśli akcyza na alkohol wzrośnie zbyt mocno, ludzie zaczną pędzić bimber lub robić domowe wino. Rządom bardziej opłaca się trzymać podatki pośrednie na poziomie, który nie zniechęca do kupowania produktów obciążonych tym podatkiem.
Podatki pośrednie mają jeszcze inną zaletę. Są ślepe. Jak wiemy, Temida, która w mitologii greckiej była uosobieniem sprawiedliwości, jest często przedstawiana z opaską na oczach. Opaska ta symbolizuje bezstronność. Tak samo bezstronne są podatki pośrednie, jako, że nie są nakładane na jednostki, lecz na towary i usługi. Każdy człowiek chcący kupić dane dobro, traktowany jest tak samo. Zatem podatki pośrednie nie każą za wyższą produktywność i pracowitość. Nie zniechęcają do najbardziej efektywnych aktywności gospodarczych.
Do czego nie zniechęcać podatkami?
Temat aktywności gospodarczej wymaga zadania sobie następującego pytania: Jaka aktywność gospodarcza jest najmniej produktywna? Jest to konsumpcja. Zobaczmy czemu. Gdy oszczędzamy, gromadzimy kapitał dostępny pod inwestycje, czy to nasze, czy innych osób. Gdy pracujemy, dostarczamy wartości dodanej społeczeństwu, o ile ta praca nie jest bezproduktywna. Gdy inwestujemy, zwiększamy produktywność i podnosimy standard życia ludzi. Gdy konsumujemy, służymy tylko sobie. Oczywiście nie ma nic złego w konsumpcji. Po to pracujemy, oszczędzamy i inwestujemy, żeby potem móc konsumować. Jednak żeby coś skonsumować, trzeba to najpierw wyprodukować. Nie może być na odwrót. Jeśli chcemy móc konsumować więcej, musimy najpierw zgromadzić oszczędności, zainwestować je w lepszą strukturę kapitałową, a dopiero później cieszyć się wyższą konsumpcją.
W długim okresie, lepiej jest, zarówno dla naszego poziomu życia, jak i dla gospodarki, gdy podatki nie zniechęcają do pracy, oszczędności i inwestycji. Wszystko co jest wyprodukowane, w końcu zostanie skonsumowane, więc tak czy inaczej w końcu zostanie obciążone podatkiem. Można by się tu spierać, że taki podatek uderzy w ludzi uboższych, jednak jest to spojrzenie krótkowzroczne z kilku przyczyn. Przede wszystkim, ich dochody nie byłyby już obciążone podatkami bezpośrednimi, co w natychmiastowy sposób podniosłoby ich poziom życia. Po drugie, dzięki zaprzestaniu zniechęcania do pracy, oszczędzania i inwestycji, w niedługim czasie pojawi się więcej miejsc pracy, co będzie wywierało nacisk na podwyżkę płac i będzie to naturalna podwyżka, a nie wymuszona ustawą. Po trzecie, lepsza struktura kapitałowa będzie skutkowała efektywniejszą produkcją, co będzie owocowało pojawieniem się na rynku większej ilości nowych i istniejących dóbr. To z kolei wywiera nacisk na spadek cen produktów. Warto zaznaczyć, że podatek od konsumpcji nie jest dobry, ale jest mniej zły, niż podatek od pracy, oszczędności i inwestycji.
Jak głosi powiedzenie: Jeśli coś opodatkujesz, dostaniesz tego mniej. Jeśli coś subsydiujesz, otrzymasz tego więcej.
Jeśli więc opodatkowujemy pracę i inwestycję – otrzymujemy mniej pracy i mniej inwestycji. Jeśli subsydiujemy bezrobotnych – będziemy mieć ich więcej. Jeśli zdejmiemy istniejące podatki z produktywnej aktywności gospodarczej, otrzymamy jej więcej.
Oczywiście w celu przeprowadzenia takich zmian, nasz rząd musiałby być dużo mniejszy i bardziej ograniczony, niż jest w tej chwili, co jest kolejnym ogromnym argumentem ZA. Pamiętajmy, że jedyna rola rządu, którą można uznać za uprawnioną, to ochrona wolności, życia i własności obywateli przed wrogiem wewnętrznym i zewnętrznym.